Jeszcze nigdy nie oglądałem filmu o facecie który popada w alkoholizm, i nie kibicowałem mu w jego ,,trudzie" . To jest manifest wolności. Wyzbycie się burżuazyjno-drobnomieszczńskich przyzwyczajeń i oddychanie pełną piersią aż do zachłyśnięcia się powietrzem. Patrzę na ten film z osobistej perspektywy kogoś kto stał nad krawędzią alkoholizmu. I wiem. Alkohol to zło. Ale jakie to jest ku.....a pociągające!
Do tego M. Mikkelsen, w chyba najlepszej roli jaką widziałem.
A końcowa scena nanabrzeżu... Najpierw szczęka na podłodze, a potem łzy w oczach.