Mnie jednak trudno było dopatrzyć się tu dokumentu. Film ma sprawiać wrażenie dokumentu, ale nazbyt oczywista jest jednak 100% kreacja. Mała Hana jest świetną aktorką, ale wiarygodność tej postaci rujnują wypowiadane przez nią, rażące literackością, kwestie. Dialogi Hany i jej wuja rzeczywiście wiele mówią o wolności słowa w Iranie, ale o ile inne wątki mogą od biedy uchodzić za paradokumentalne, to w tym akurat przypadku mamy kino fabularne dalekie od realnej sytuacji. Film wiele nam mówi o sytuacji w Iranie i z tego względu zasługuje na uwagę, ale wolałbym zdobyć tę wiedzę poprzez bardziej zajmującą formę filmu. Jakoś nie udało mi się obejrzeć tego filmu "jednym tchem" i zachwycić się nim tak jak niektórzy komentatorzy.
Dokument? Przecież już po kilku minutach jedna z postaci "odkrywa", że inna postać (facet, który właśnie wysiadł) była aktorem... To nie jest i nie miał być w 100% dokument, to raczej taka jedyna w swoim rodzaju dokudrama, w której de facto nie wiadomo gdzie kończy się doku, a zaczyna drama. Ponadto nie jest to bynajmniej tylko opowieść o irańskich opresjach, to także (a może przede wszystkim) "list miłosny do kina", jak to Aronofsky na Berlinale, podczas przyznawania Złotego Niedźwiedzia, ujął. Celnie ujął ;)
No, przecie obaj zgadzacie się w kwestii, że to nie jest stricte dokument. W pozostałej części wypowiedzi waszych tak samo i ty i on macie rację. "List miłosny do kina" i przedstawiona sytuacja w Iranie.
:/
OK, ale... Założycielka tematu twierdzi, że film miał udawać stuprocentowy dokument i czyni zarzut z tego, że tak nie jest. Mnie zaś chodzi o to, że film wcale nie miał czegoś takiego udawać, co jasne jest już po kilku minutach. Może nie do końca jasno się wyraziłem...
Ja wiem, że to nie dokument, ale akurat nie po tej scenie. To było tylko domniemanie gościa wynikające z faktu, że rozpoznał w kierowcy reżysera. A jak reżyser to pewnie zawsze musi kręcić film :)
Nie pamiętam już dokładnie tego momentu, ale co z tym "odkryciem", że jedna z postaci (złodziej) jest aktorem, o czym pisałem już wyżej? Reżyser chyba potwierdził, że to był aktor, więc nie tylko domniemanie...
Nie potwierdził. Jest tak, jak pisze michal.2907. Ta scena przedstawia tylko domniemanie handlarza płytami.
OK, na razie wierzę na słowo, ale na pewno obejrzę ten film ponownie i jeśli jednak mam rację, to omieszkam o tym zakomunikować :)
Jasne, dawaj. Biorę wszystko na gołą klatę. :)
Jakby co, spotkamy się na solo po filmłebie.
Przecież takie jest właśnie kino Dżafara Panahi. W filmach "Lustro", "To nie jest film" i innych przewija się ta reżyserska wątpliwość, pytanie o granicę między realizmem a fikcją. Do tego wiedza o tym, że zakazano mu kręcić filmy i wyjeżdżać za granicę, że został przez Amnesty International ogłoszony więźniem sumienia ma w odbiorze istotne znaczenie.