W dosyć sprytny sposób twórcy tworzą oddzielną linię czasu pozwalającą im na większą swobodę w dalszym budowaniu uniwersum X-men, jednak dziwi mnie fakt, że ciągłość jest obca, nie tylko temu, ale prawie każdemu z tych filmów. Co jednak z tego skoro wciąż chodzi o poprawne politycznie przesłanie filmu? Wciąż jest to film, w którym Xavier i Magneto kłócą się o to w jaki sposób traktować ludzkość. Takie to typowo amerykańskie. Ile można? To przecież już siódmy film o tym samym!